Forum Portalu Górskiego :  Forum Portalu Górskiego - portalgorski.pl
Forum Portalu Górskiego - forum moderowane 
messageDramat zamieniony w farsę
janekk ()
15 lut 2008 - 10:40:38
avatar
Dramat zamieniony w farsę

Akt 1.

10-02-08 Tygodnik Podhalański i inne media podają informację, że tego dnia rano na Ciemniaku zeszła lawina a równocześnie wspinało się tam trzech turystów. Jeden z nich, znany himalaista został porwany przez lawinę ale dzięki szybkiej interwencji TOPR został odkopany i przewieziony do szpitala w Zakopanem. Doznał drobnych obrażeń i nic mu nie zagraża.
Warto podkreślić, że media zachowują dyskrecję co do danych osobowych, które przecież były znane, przynajmniej TOPR-owi.

Akt 2.

11-02-08 Tygodnik Podhalański i inne media informują o szczegółach wypadku. I tak dowiadujemy się, głównie z ust tego poszkodowanego himalaisty, którym okazuje się być p. Artur Hajzer, że wyprawa rozpoczęła się dzień wcześniej od wejścia na Wołowiec, że po drodze był biwak, że w wyprawie uczestniczyły nie trzy osoby a pięć (podano nazwiska – m.in. Piotr Pustelnik) z tym, że jedna z nich zeszła w dół z Tomanowej Przełęczy. Dowiadujemy się też, że już w grudniu ubiegłego roku pan Hajzar wraz z innymi odbył podobną wycieczkę graniową w Tatrach Zachodnich ale w przeciwnym kierunku. Obie wyprawy były treningiem przed planowaną wkrótce do odbycia wyprawą w Himalaje.
Następnie pan Hajzer szczegółowo opisuje prawdopodobne przyczyny zejścia lawiny i swoją walkę z żywiołem jak wyjść z opresji. Ten opis jest pasjonujący, szczególnie dla adeptów zimowej turystyki wielce pouczający. Co więcej, pan Hajzer nie kryje również swoich ew. błędów – jednym słowem – godne Mistrza i wielce wsławionego alpinisty. Kapelusze z głów.
Dlaczego pełna dyskrecja przechodzi w fazę aż prawie nadmiernej otwartości doprawdy nie wiem.
Akt 3.

Co dziwne – aktu trzeciego nie ma. Przynajmniej nic o nim nie wiemy. A biorąc pod uwagę wydarzenia, które znajdą się w akcie 4-ym to telefon na biurku dyrektora TPN powinien się grzać od napastliwych zapytań dziennikarzy jak to jest, że dyrektor TPN nie zagrzmiał niczym Jupiter Tonans i nie ukarał bezecnych alpinistów srogimi karami, którymi dysponuje. Skąd te przypuszczenia? Po pierwsze – patrz akt 4-y a po drugie naga prawda jest taka, że alpiniści poruszali się po terenie na którym zgodnie z przepisami TPN i TANAP (bo byli i w Słowacji a lawina zeszła na słowacką stronę) być im nie było wolno. To czy te przepisy są sensowne czy też nie to zupełnie inna sprawa. Na razie są prawomocnie wprowadzone do stosowania.
Nic jednak o tych telefonach nie słychać a to prawdopodobnie dlatego, że dla 99.9999% dziennikarzy od tzw. newsów (za wyjątkiem dziennikarzy Tygodnika Podhalańskiego) nie jest wiadomym, że takie zakazy w ogóle istnieją. Pewnie coś tam słyszeli o znakowanych ścieżkach itp. i to wszystko. To użytkownicy takich forów jak to wiedzą wszystko, dziennikarze raczej niewiele.
Jednym słowem – akcji w akcie 3-im nie ma, przynajmniej opinii publicznej nic o niej nie jest wiadomym.

Akt 4.

12-02-08 Tygodnik Podhalański i inne media informują, że dyrektor TPN postanowił ukarać alpinistę Hajzera. Bo trening przed Himalajami treningiem przed Himalajami a przepisy przepisami i porządek musi być. Może najlepiej przytoczyć tu tekst (za portalem WP, w Tygodniku Podhalańskim był krótszy):

Dyrekcja Tatrzańskiego Parku Narodowego ukarała naganą alpinistę Artura Hajzera za złamanie zasad obowiązujących w Parku. Dwa dni temu Hajzer spadł z masą śniegu z Ciemniaka w masywie Czerwonych Wierchów.
Alpiniście nic się nie stało, ale teraz okazało się, że zarówno on jak i jego towarzysze wyprawy złamali prawo. Znaleźli się bowiem w miejscu, gdzie turyści nie powinni się poruszać.
Dlatego - jak mówi Szymon Ziobrowski z Tatrzańskiego Parku Narodowego - dyrektor Parku postanowił ukarać alpinistę.
Dyrektor TPN zastosował najłagodniejszą karę wobec znanego alpinisty. Przepisy bowiem umożliwiają ukaranie za zejście ze szlaku turystycznego również mandatem do 500 złotych.
Przyrodnicy przypominają iż zakaz schodzenia z oznakowanych tras w Tatrach obowiązuje wszystkich bez wyjątku.

Jak wolno przypuszczać z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, dyrekcja TPN działała z własnej inicjatywy, nie szantażowana przez jakiegoś asa z dziedziny tzw. dziennikarstwa śledczego.

Epilog

No i niestety trzeba zadać kilka pytań:

Po pierwsze – dlaczego kara dotknęła tylko p. Artura Heizera, czyli jedynego alpinistę z całej grupy, który znalazł się w lawinie a jeżeli pozostali też zostali ukarani to dlaczego o tym informacje prasowe i sieciowe milczą. Dziennikarze zapomnieli? Pozwalam sobie w to wątpić. Czyżby aby w oczach dyrektora TPN zasłużyć na karę to oprócz wejścia na zakazany teren trzeba jeszcze być porwanym przez lawinę lub spaść i się poharatać.
Po drugie – skąd to nadzwyczajne złagodzenie kary? Wiadomym jest powszechnie, że „zwykłych” turystów, nie wsławionych himalaistów każe się mandatami za przewinienia jeśli nie mniejsze to równorzędne. Jeżeli można po ludzku zrozumieć brak elegancji w karaniu finansowo człowieka, który niewiele brakowało aby nie przeżył to skąd ta całkowita abolicja dla jego towarzyszy, którym nie stało się nic. Czyżby niewątpliwy strach i zdenerwowanie jakich prawdopodobnie a nawet na pewno doznali były jeszcze większymi okolicznościami łagodzącymi niż znalezienie się w lawinie. No i proszę zrozumieć – tu nie chodzi o pieniądze w kasie TPN. Tu chodzi o zachowanie proporcji. Jestem zresztą przekonany, że i p. Artur Hajzer wolałby zapłacić tę drobną w sumie kwotę – to byłoby bardziej klarowne niż „łaskawość” tej nagany. Ja bym na pewno wolał zapłacić niż słyszeć ew. kąśliwe uwagi o „równych i równiejszych”.
No i jeszcze jedno pytanie – dlaczego nie poproszono dyrekcji TPN (chociażby, bo trzeba byłoby i TANAP) o wyrażenie zgody. Takie zgody, szczególnie jeśli chodzi o Główną Grań Tatr dyrekcje TPN i TANAP wydawały niejednokrotnie i jest więcej niż pewne, że alpiniści tej rangi co Artur Hajzer i Piotr Pustelnik by taką zgodę dostali. A więc dlaczego – zapomnienie, brak czasu czy też po prostu lekceważenie – zarówno instytucji, personalnie ich szefów, no i prawa jako takiego?
Takie pytania zadawane są na licznych forach górskich i nie tylko. I trzeba powiedzieć, że są to pytania uzasadnione. Pytania, na które powinna być odpowiedź, a z tego co wiem to pan Szymon Ziobrowski śledzi to co się pisze na co bardziej znaczących forach górskich. A to on chyba, jak sądzę, stoi za tym wszystkim.

Zdarzenia na Ciemniaku przy odrobinie mniejszej dozie szczęścia mogły zamienić się w dramat. Bo przecież wszyscy mogli znaleźć się pod lawiną i nie byłoby komu zawiadomić TOPR i wtedy byłyby cztery trupy. Bo p. Hajzerowi mogłoby nie udać się znaleźć w tejże lawinie stosunkowo płytko, wystawić łopatkę czekana sygnalizując tym swoje położenie i zapewniając sobie dopływ powietrza i odkopywanie połączone z szukaniem mogłoby trwać tak długo, że odkopano by tylko zwłoki. Bo, o czym wszyscy milczą, trener z AWF Katowice, pan Borek, który odłączył się na Przełęczy Tomanowej i schodził samotnie do Kościeliskiej też mógł paść ofiarą lawiny (tam co prawda niezbyt często one spadają ale czy to w górach można być czegoś być pewnym – w Alpach stosunkowo niedawno, lawiny zasypały wioskę, która była uważana za absolutnie bezpieczną i lawin tam nie zanotowano na przestrzeni ostatnich kilkuset lat).

Wszystko wskazuje na to, że nie było aktu 3-go a aktu 4-go można było uniknąć na zasadzie „ciszej nad tą trumną”. I tak byłoby najlepiej. Niestety jednak dyrekcja TPN postanowiła odegrać rolę Jowisza, tyle, że naraz i tego Grzmiącego i tego Dobrotliwego. Zastanawiam się też ile w działaniu TPN było tzw. „prewencji ogólnej” a ile zwykłej, ludzkiej urażonej ambicji osobistej. Bardzo chciałbym się mylić, ale podejrzewam, że tej urażonej ambicji było znacznie więcej.
No i wyszło jak wyszło – Z DRAMATU ZROBIŁA SIĘ FARSA. W dodatku kiepsko napisana i jeszcze gorzej odegrana. Czyli miało być dobrze a wyszło jak zwykle. Smutne to wielce!

PS.
Prawdopodobnie mało kto tutaj (bo tu większość młodych) czytał taki cykl dwóch powieści Janusza Meissnera pt. „Żądło Genowefy” i „L jak Lucy”. Autor był kiedyś bardzo poczytnym pisarzem i oficerem lotnikiem jednocześnie. Akcja tych dwóch powieści a w zasadzie wspomnień dzieje się w wrześniu 1939 roku w Polsce a potem Rumunii i Anglii. Jednym z bohaterów jest kapral Pryszczyk, w cywilu warszawski kierowca, w wojsku strzelec pokładowy na bombowcu Wellington, barwna postać, typowy warszawski cwaniak. Otóż tenże Pryszczyk wraz z kilkoma kolegami pobił w Londynie kilku marynarzy holenderskich bo mu się wydawało, że zbyt głośno mówią w pubie i to w dodatku po niemiecku (holenderski jest ponoć podobny). Zwinęła ich angielska policja i w trybie przyspieszonym posłała przed sąd, oczywiście angielski. Angielski sędzia ich wysłuchał, a potem tych marynarzy holenderskich, który zeznali, że nie czują pretensji, że ich polscy sojusznicy pobili a następnie skazał Pryszczyka z kolegami na drobne grzywny po czym – słuchajcie, słuchajcie – wyjął portfel i te grzywny za nich uregulował. Bo był to człowiek z klasą!
Całe towarzystwo polsko – holenderskie prosto z sali sądowej udało się do baru na coś mocniejszego.
I tak to powinien pan Szymon Ziobrowski załatwić.


Temat Odsłon Napisane przez Wysłane
messageDramat zamieniony w farsę 3311 janekk 2008-02-15 10:40
messageRe: Dramat zamieniony w farsę 1918 tomtom 2008-02-16 11:13
messageRe: Dramat zamieniony w farsę 2098 janekk 2008-02-16 11:46


Forum Portalu Górskiego - portalgorski.pl - Statystyka forum

Globalna
Wątki: 1,752, Posty: 9,351, Użytkownicy: 7,312.
Ostatnio zarejestrowany: Natalia Walasiak.

To forum
Wątki: 1,317, Posty: 8,407.

Uwaga: publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników strony. Portal Górski www.portalgorski.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.