„Nanga Dream – Justice for All 2013/2014” – wyruszyła w grudniu 2013 w celu zdobycia zimą szczytu Nanga Parbat (8126 m). Skład: Tomasz Mackiewicz, Marek Klonowski, Jacek Teler, Paweł Dunaj, Michał Dzikowski i Michał Obrycki.

 

Portal Górski: Wyprawa Nanga Dream trwa. Niedawno udało się założyć obóz III na wysokości 6700 m. Niestety pogoda krzyżuje plany…

Marek Klonowski: Od samego początku było wiadomo, że to pogoda będzie dyktować tempo postępów podczas wyprawy. 

Michał Dzikowski, Emilio Previtali, David Goettler, Paweł Dunaj, Marek Klonowski, Simone Moro. Źródło: nangadream.blogspot.com

Michał Dzikowski, Emilio Previtali, David Goettler, Paweł Dunaj, Marek Klonowski, Simone Moro. Źródło: nangadream.blogspot.com

Niedawno wróciłeś spod Nanga Parbat. Miałeś nadzieję, że przed twoim wyjazdem pogoda się jeszcze poprawi?

Liczyłem na to, że do końca stycznia uda się wjeść na szczyt. Dlatego też starałem się trochę przyspieszyć działania i narzucić tempo. Wyszedłem raz obóz wyżej niż chłopaki. Miałem też nadzieję, że syn, na którego czekałem, urodzi się na początku lutego, a my do tego czasu zdobędziemy szczyt. Wyszło inaczej…

Jest trochę żalu?

Najtrudniejsza zmiana to zmiana rzeczywistości. Cywilizacja zachodnia jest szybka. Osaczają nas banki, korporacje, wysysający sprawiedliwość system monetarny sterowany przez jakieś diabelskie postacie – każdy za czymś goni. Tymczasem w Pakistanie nie trzeba się stresować. Atmosfera jest spokojna. Ludzie tam nie mają prawie nic, a żyją powoli, bez napięcia. My żyjemy wygodniej, ale za cenę spokoju. Z drugiej strony rodził się mój drugi syn, a ja musiałem wrócić żeby zająć się tym, który ma 6 lat i zostanie sam w domu, jak mama pójdzie do szpitala. To była radość pomieszana ze smutkiem. Starałem się o tym nie myśleć – wróciłem i już.


Marek Klonowski, Źródło: www.facebook.com/nangadream

Marek Klonowski, Źródło: www.facebook.com/nangadream

Masz obecnie kontakt z działającą wciąż na Nanga Parbat ekipą?

Sprawdzam pogodę, wysyłam smsy. Oni też od czasu do czasu wyślą do mnie sms z informacjami, co się z nimi dzieje.

Jest szansa na szczyt?

Szansa jest, ale trzeba im życzyć przede wszystkim pogody i wytrwałości. Obserwuję jaką mają aurę i kiedy wiedzę, że będzie wiało 60km/h to wiem, że w tym czasie nic się nie uda zrobić. Silny wiatr na 6500 m uniemożliwia poruszanie się. Wtedy pozostają dwie możliwości: zejście do bazy albo można też wykopać jamę śnieżną i czekać. To drugie rozwiązanie niestety jest ryzykowne, bo nigdy nie wiesz tego, jak długo okres niepogody będzie trwał. Simone Moro ma na przykład taką strategię, że stara się poruszać szybko. Jak jest niepogoda to schodzi do bazy, czeka na prognozę. Jeśli dostaje dobrą to rusza szybko w górę żeby w tym czasie jak najwięcej zrobić.


Nanga Parbat, obóz 1. Źródło: nangadream.blogspot.com

Poręczówki na 6100 m. Źródło: nangadream.blogspot.com

Czyli loteria?

Dokładnie. Tomek w zeszłym roku cztery dni przesiedział w jamie czekając na pogodę. Dzięki temu wykorzystał dwa dni pogody i wyrwał się na 7400 m. Dlatego to jest jakiś pomysł – wykopać jamę na 6500 m i przeczekać po to, żeby w trakcie pogodnych dni zaatakować wyżej – zamiast grzać z samego dołu. Zobaczymy jaką decyzję podejmą chłopaki. Może luty przyniesie zmianę pogody. Ostatecznie można poczekać do marca. My tego nigdy nie robiliśmy, bo w zasadzie w marcu zima się już kończy. Simone Moro twierdzi, że ma dużo czasu i będzie czekał do marca. A nasi? Zobaczymy.

No właśnie. Polska wyprawa działa wspólnie z włosko-niemieckim zespołem Simone Moro – David Göttler. Jak się układa współpraca?

Wyjechałem dwa tygodnie po tym, jak Simone przyjechał więc niewiele miałem okazji do współpracy. Jednak z Simone znamy się sprzed dwóch lat, również z bazy pod Nanga Parbat. Dzięki temu on wie, czego może się po nas spodziewać, a my wiedzieliśmy, że on jest w porządku. To człowiek, w którym nie ma zawiści oraz taki, który nie dąży do celu za wszelką cenę.

Czyli nie ma rywalizacji o to, kto będzie pierwszy na szczycie?

Nie ma tam miejsca na taką bzdurę. Nanga Parbat to nie jest dobre miejsce do wyścigu. Można to porównać do pływaków, którzy płyną przez ocean. Raczej nie będą się ścigać tylko trzymać obok siebie.

W jednej z relacji spod Nanga Parbat można przeczytać takie słowa: „Warto wspomnieć, że większość poręczówek do depozytu założył, nie kto inny, a właśnie Marek. Jeszcze raz DZIEKUJEMY CI MARKU, że mimo wszystko pojechałeś…”

No tak, tylko że poręczówek sam nie wnosiłem, bo zrobili to chłopaki i to ja WAM DZIĘKUJĘ. Fakt jest taki, że od samego początku chciałem narzucić ostre tempo. Chciałem nastawiać rano budzik, wstawiać wcześnie i działać szybko. Moje podejście jest trochę inne od strategii Tomka.

W jakim sensie?

Cóż… Czapa działa na zasadzie tam „gdzie moc wszechświata zaprowadzi” postawię namiotę czy wykopię jamę. Być może dlatego tak dobrze od lat się uzupełniamy i wychodzi z tego dobry kompromis. Wiele razy ostre parcie do przodu kończyło się jakąś wpadką (lub spadką). Mnie się poza tym wydawało, że możemy wejść wysoko, bo w styczniu jest dobra pogoda.  Dlatego działałem z poręczówkami. Miałem też bardzo dobrą formę w tym roku. Wydaje się, że dzięki regularnym posiłkom. W bazie mieliśmy kucharzy, którzy nam to zapewniali. Starałem się tę formę wykorzystać.


Nanga Parbat, obóz 1. Źródło: nangadream.blogspot.com

Nanga Parbat, obóz 1. Źródło: nangadream.blogspot.com

Jak się dogadywaliście? Ekipa Nanga Dream nie została przecież dokładnie wyselekcjonowana…

To prawda, że ekipa to ludzie z łapanki, ale okazało się, że jesteśmy przypadkowo świetnie dobrani.

Zdradzisz trochę szczegółów…

Paweł był jedyną osobą, którą wcześniej znałem, z innej wyprawy (www.motoleopard.blogspot.com). Z kolei on powiedział, że chciałby zabrać Michała (http://michalobrycki.com), kolegę z Białegostoku, o którym niewiele wiedzieliśmy. Michał okazał się dobrym kompanem, fotografem i wspinaczem. Jeśli chodzi o Jacka to właściwie nie wiem jak to wyszło. Pojawił się też drugi Michał, z Irlandii, który wpadł kiedyś na mnie na lotnisku i powiedział, że chciałby pojechać. Odezwał się miesiąc przed wylotem i załapał na listę. Stworzyliśmy zgraną ekipę.  

Jak atmosfera w bazie? Nie jest nudno wtedy, kiedy trzeba czekać na dobrą pogodę?

Każdy ma swój sposób na nudę.  Paweł na przykład stosuje „zajęcioterapię” i właśnie dlatego zbudował w bazie aż trzy wersje sauny. On po prostu zaczyna nosić kamienie - nikt nie wie o co chodzi – a on nosi kamienie. Adaptuje jakieś pomieszczenie, znosi kilkaset kilogramów kamieni (wciągając w to już rozbudzonych pozostałych), przynosi piecyk, wyciąga drzwi z innego domku i buduje saunę. Później idzie po drzewo, rąbie to drzewo. To mu zajmuje cały dzień. Paweł zawsze znajduje sobie zajęcie, bo jak się nie wspina to musi coś z tą mocą zrobić!

A pozostali?

Są książki, można jakąś polską potrawę ugotować, mamy głośniczek – słuchamy muzyki, gramy w karty z kucharzami. Jacek ma szachy. Dzień w sumie leci szybko; o dziesiątej wstajesz, a o siedemnastej jest już ciemno.

Rozmawiała Matylda Młocka