W minioną sobotę, 1 kwietnia 2017 odbył się II Maraton Pieszy Przedwiośnie w wokół Gór Świętokrzyskich. Organizatorzy wybrali idealną datę, gdyż przejście 76 km wydawało się być żartem. Wraz z pozostałymi 189 uczestnikami z całej Polski postanowiłam podjąć się tego zadania. Dla mnie był to debiut w tak długim dystansie, więc nie miałam zielonego pojęcia, jakie atrakcje czekają na mnie i mój organizm.

Przedwiośnie

rodzina Żeromskich, patron honorowy / fot. www.maratonprzedwiosnie.plrodzina Żeromskich, patron honorowy / fot. www.maratonprzedwiosnie.pl

O 5 rano w Szklanym Domu w Ciekotach po uderzeniu w gong, wszyscy z uruchomionymi czołówkami ruszyliśmy w stronę góry Ameliówki. Trasa maratonu miała formę pętli wokół Świętokrzyskiego Parku Narodowego i nawiązywała do młodości Stefana Żeromskiego, którą pisarz spędził w świętokrzyskiem.

fot. Katarzyna Wąsowiczfot. Katarzyna Wąsowicz

fot. Katarzyna Wąsowiczfot. Katarzyna Wąsowicz

fot. Katarzyna Wąsowiczfot. Katarzyna Wąsowicz

fot. Katarzyna Wąsowiczfot. Katarzyna Wąsowicz

Pierwsze 30 km minęło bardzo szybko na rozmowach z innymi uczestnikami. Kierowaliśmy się Pasmem Masłowskim w stronę Pasma Klonowskiego. Ciężko było się nie zatrzymać, żeby chociaż na chwilę popatrzeć na wschód słońca i niebo o wręcz fluorescencyjnych kolorach. W międzyczasie czekały nas trzy z ośmiu punkty kontrolne. Meldunek polegał na przedziurkowaniu każdego z punktów na zalaminowanej mapce. Na niej również znajdowała się rozpiska odcinków trasy co bardzo pomagało w orientacji. Trochę się zdziwiłam, kiedy na postoju w kolorowej, klimatycznej świetlicy w Klonowie powitał nas sztab lekarzy wykrzykujących komiczne teksty rodem z serialu „Daleko od noszy”. Ja jednak wciąż niestrudzona wędrówką wzięłam pyszną bułę drożdżową do ręki i ruszyłam przed siebie Pasmem Klonowskim. Leśna trasa była urzekająca. Razem z nowopoznanym towarzyszem zagadani doszliśmy do Bodzentyna. Koniec drogi nie należał do najprzyjemniejszych, ponieważ prowadził przez drogę asfaltową, co w perspektywie długiej drogi do przejścia było bardzo niewygodne.

Organizatorzy zatroszczyli się o nasze zdrowie / fot. Zbyszek BorowiecOrganizatorzy zatroszczyli się o nasze zdrowie / fot. Zbyszek Borowiec

Obowiązkowo oznakowane mapki na punkcie kontrlonym / fot. www.maratonprzedwiosnie.plObowiązkowo oznakowane mapki na punkcie kontrlonym / fot. www.maratonprzedwiosnie.pl

fot. Zbyszek Borowiecfot. Zbyszek Borowiec

W Centrum Kultury w Bodzentynie podarowałam sobie kilkanaście minut przerwy na pyszną zupę pomidorową, odświeżenie oraz wymianę wrażeń z uczestnikami maratonu. Kolejne 20 km wędrowałam sama. Szybkim krokiem przemierzyłam kolejny odcinek „ulubionego” asfaltu, żeby później zmierzyć się z największym kryzysem w całym maratonie. Nastąpił on w malowniczych okolicznościach przyrody na 10-cio kilometrowej trasie dawnego nasypu kolejowego na terenie Puszczy Jodłowej. Wtedy to zaczęłam odczuwać odbyte 35 kilometrów, czyli dopiero połowę dystansu. Droga dłużyła się bezlitośnie, mijały mnie kolejne osoby. Udało mi się jednak dotrzeć do punktu kontrolnego w Starych Baszowicach. Tam czekała najlepsza herbata, jaką w życiu piłam. Gorący napój z niezliczoną ilością cytrusów i przypraw korzennych warzył się w kociołku jak u Pana Panoramixa. Działanie było bardzo przybliżone do komiksowej mikstury. Po dawce energii ruszyłam do Nowej Słupi, skąd zaczynał się doskonale znany mi szlak na Święty Krzyż. Wiedziałam ile jeszcze przede mną i tym samym też, ile ciężkich do przejścia godzin.

fot. Zbyszek Borowiecfot. Zbyszek Borowiec

Z każdym krokiem szło się coraz ciężej, a kolana dawały znać o swoim istnieniu. Ulgą były podejścia, gdzie mięśnie, które pracowały na płaskim terenie mogły trochę odpocząć. Udało mi się nawet w ramach motywacji i odpoczynku uczestniczyć w przejściu jednej ze stacji Drogi Krzyżowej odprawianej przez lokalnych pielgrzymów. Po wdrapaniu się na dawny Łysiec przeszłam bardzo nieprzyjemne 6 km- z górki, po asfalcie i utrzymując dość szybkie tempo poznanego wcześniej uczestnika maratonu. Po dojściu do punktu kontrolnego w Osadzie Średniowiecznej w Hucie Szklanej postanowiłam zakończyć mój udział w imprezie. Byłam z siebie bardzo dumna za przemierzone kilometry i z radością poinformowałam obsługę punktu, że ja już się nie ruszam.

Św. Krzyż / fot. Izabela JanaszekŚw. Krzyż / fot. Izabela Janaszek

Kiedy wyciągałam telefon z plecaka, podeszła do mnie pani - anioł z obsługi, częstując obłędną zalewajką świętokrzyską. Dała mi tabletkę przeciwbólową i namówiła do dokończenia szlaku. Mój plan rezygnacji został odstawiony na bok, a ja ruszyłam w oświetlony zachodzącym słońcem las prowadzący do Kakonina, skąd już tylko (i aż) czekała na mnie Łysica i ostatnie 10 km do końca. W Kakoninie kolejna miła niespodzianka. Punktem kontrolnym była biała, drewniana chatka, gdzie czekały na mnie radosne, ubrane w kolorowe, regionalne stroje dziewczyny. W momencie, kiedy już człowiek porusza się tylko dzięki swojej psychice, dawka pozytywnej energii i kolorów ratuje życie!

Pozytywny i kolorowy punkt kontrolny w Kakoninie / fot. Zbyszek BorowiecPozytywny i kolorowy punkt kontrolny w Kakoninie / fot. Zbyszek Borowiec

Powoli zachodzące słońce w drodze do Kakonina / fot. Izabela JanaszekPowoli zachodzące słońce w drodze do Kakonina / fot. Izabela Janaszek

Szybkie selfie na szczycie Łysicy (612 m n.p.m.) / fot. Katarzyna WąsowiczSzybkie selfie na szczycie Łysicy (612 m n.p.m.) / fot. Katarzyna Wąsowicz

Najszybszym udało się zejść z Łysicy za dnia / fot. Katarzyna WąsowiczNajszybszym udało się zejść z Łysicy za dnia / fot. Katarzyna Wąsowicz

Zaczynało się ściemniać, więc połączyłam siły z jednym z uczestników i już po ciemku weszliśmy na Łysicę. Po ostatnim punkcie kontrolnym w Świętej Katarzynie czekał tylko szlak na górę Radostową, prowadzący do mety. Przejście przez ten ostatni odcinek wydawał się trwać w nieskończoność, a ściśnięty ze zmęczenia żołądek nie ułatwiał zadania. Po około godzinnym opóźnieniu jednak dotarliśmy na miejsce. Prawie ostatni, ale 76 km pokonane! Na stronie Przedwiośnia już widnieje data 8 kwietnia 2018 r., a chętnych nie brakuje. Na tegoroczną edycję lista uczestników zapełniła się 5 minut po uruchomieniu rejestracji.

Kolorowe szklane medale / fot. Grzegorz GruszkaKolorowe szklane medale / fot. Grzegorz Gruszka

Pierwszy uczestnik na metę dotarł już o 13 / fot. www.maratonprzewiosnie.plPierwszy uczestnik na metę dotarł już o 13 / fot. www.maratonprzewiosnie.pl

Na szczęście widoki odwracały uwagę od zmęczenia / fot. Katarzyna WąsowiczNa szczęście widoki odwracały uwagę od zmęczenia / fot. Katarzyna Wąsowicz

Izabela Janaszek

Źródła:
www.maratonprzewiosnie.pl