Wieczór w domu Clouda Marina zakończył dzień wręczenia Złotych Czekanów podobno uwerturze, kończącej utwór muzyczny. Tu była część nieoficjalna, można było już po prostu pogadać, pośmiać, dyskutować. W ciągu dnia zawiozłem na dworzec swojego przyjaciela Gienę Durowa wraz z jego żoną Lubą na dworzec kolejowy, pewnie oni teraz w barwach zachodzącego słońca zbliżali się do Paryża. A ja właśnie jadłem przepyszny budyń czekoladowy.

- To takie jest proste w przygotowaniu! - wywracała oczyma Anna Piunowa. - Podstawa to mieć mikser. I lodówkę.
- Niemożliwe, - nie dowierzając spoglądałem, prowokując redaktora naczelną Mountain.ru do szczerych wyznań. - Pewnie tu mnóstwo składników skomplikowanych!
- No coś ty! Posłuchaj tylko! - I ją już poniosło: - Trzeba dodać ....

Budyń smakował. W domu Clauda było ciepło i przytulnie. Ale nastrój miałem dziwny, jak sfermentowane wino. Było smutno, że nikt nie zauważył wejścia na Peak Pobiedy. Wszystkie słowa jak kamień w wodę. Koniunktura, tak jak przed tym niwelowała wiele ciekawych osiągnięć w alpininzmie, i tym razem przeważyła. Choć wierzyłem w kompetencje zebranych z całego świata jurorów Złotego Czekana, jednak znów zrobił się zakalec.

Denis Urubko, fot: wikipedia

Denis Urubko, fot: wikipedia

Szczerze się cieszyłem za chłopaków, którzy otrzymali Złotego Czekana. Ale na członków jurorskiej komisji można było patrzeć tylko ze smutnym uśmiechem. Możliwe że inaczej rozumiemy alpinizm. Odrzucać wejście tylko dlatego, że ono było obiektywnie niebezpieczne lub lansować wejście, które było zrobione z drugiej lub trzeciej próby – moim zdaniem to jest złe. Drogę na Pobiedę nie można rekomendować dla powtórzenia jej... ale to nie oznacza, że jej nie da się przejść. Wejście na Saser-Khangri zostało zrobione po „zrobionej” już wcześnie w połowie drodze. Oczywiście warto było ukończyć, ale to nie oznacza, trzeba robić z tego priorytet. Najlepszy styl dla alpinisty – «red-point» ? Możliwe, że wielu alpinistów ma takie podejście. Jednak we wspinaczce skałkowej już od dawna istnieje pojęcie «onsight» , jako określenie tego co jest sportowe i piękne.

Jednak pojęcie sportu jest bardzo ważne. Zwykle bywało tak, że ten kto pierwszy przyszedł pod Górę, robił wejście po najprostszej drodze. Ci co przychodzili po nim, dążyli do tego, żeby zrobić następny krok na trudniejszym poziomie. To stawało się pojęciem sportowym – zrobienie trudniejszego wejścia lub w krótszym czasie. Jednak ci, którzy nie byli w stanie tego zrobić, zamykali oczy na rzeczy oczywiste i zaczynali tonąc w słowach, chowając się za ładnymi zwrotami. O sztuce w alpinizmie wypowiem się przy okazji... teraz tylko o sporcie.
Freddi Wilkinson zadowolony i szczęśliwy sączył wino. Poklepał mnie po ramieniu i spytał, co mam zamiar dalej robić. Wzruszyłem tylko ramionami - pomysłów mnóstwo. Zaplanowałem wiele nowych odkryć – żeby tylko pieniądze się znalazły na realizację! I partnerzy do wspinania, którzy na równi ze mną byli by chętni i gotowi działać na rzecz idei i marzenia.

- Freddi, wspinałeś się w Chamonix?
- Tak, wspinałem, się... ale niewiele. Kiedy byłem młody, gdy tylko zacząłem alpinizmem się zajmować.
- Zrobiłeś «American direct» ? – machnąłem głową w kierunku Petit Dru, która przecinała niebo i świadomość.
- Niee – rozpłynął się w uśmiechu Fred.
- Ha! – olśniło mnie – No to masz już projekt! Jesteś Amerykaninem... Rób te drogi, gdzie w nazwie jest słowo „amerykański”. Na parę lat na pewno wystarczy. I na ojczyźnie zostaniesz uznany za patriotę.

Jeżeli założymy, ze ważniejsze są badania geograficzne, to nie ma potrzeby nazywać nagrodę Złoty Czekan. Ueli Stek i Dean Potter, ci którzy najlepiej ze wszystkich chodzą po ścianach, zajmują się alpinizmem, a nie spacerami na nieznanych drogach. Wieczorem ze sceny Babanow powiedział, że współczesny alpninzm powinien być technicznym. Powinien być?! Komu i co alpinizm jest winien? Powiem na to tak - alpinizm może być różny. Ważne, żeby był ciekawą twórczością, sportem... alpinizmem, nie turystyką. W linii na Peak Pobiedy trudności technicznych było nie mniej, jak nie więcej niż na drodze na K7. Jeżeli chce się mieć opinie, to pod to można podciągnąć wszystko.

fot: planetmountain.com

fot: planetmountain.com

Christian Tromsdorff odpił z kieliszka, z nostalgią spojrzał w niebo. On już się przyzwyczaił do widoku szczytów, którzy ściskają dolinę. Burgundem zapalił się ogrom Petit Dru, nad zaśnieżonym grzbietem Mont Blanc unosiły się legendy. Było pogodnie i radośnie.
- Denis, planuje jechać na północ Włoch, - zauważył Christian.
- Wspaniale! – mrużąc oczy odpowiedziałem. – Zapraszam do siebie.
- Można? – ucieszył się on. – Dalego mieszkasz od gór?
- Dziesięć minut pieszo do ściany w skałach, - klepnąłem jego po ramieniu. – Przyjedź! Wejdziemy nawet na Prezolanę.

Nie ma co, wieczór był piękny. Ale zamierzałem już uciekać z tego epicentrum światowego alpinizmu. Do swojego epicentrum życia, tam, gdzie pod południowymi stokami Alp kurzy się mistyczny dymek. Tam, gdzie włoskie życie przepełnione jest wejściami, tak jak tu, we Francji. O godzinie 5 rano wjechałem na obwodnicę Chamonix. Włączyłem muzykę.

Chłopaki, co zrobili Saser Khangri zrobili dobrą robotę. Aj mołodca! - jak mawia Grekow, kierownik obozu głównego na Południowym Inylchyk (* okolicy Ałmaty, KZ). On był moim trenerem i właśnie on opowiedział mi w 1993 roku o drodze „Dolar”. Kiedy spotkałem go po zrobieniu „Patyk do Dolara” , to powiedział do mnie: „Aj mołodca, Den!”. To było cenne.

To piękne, że istnieją romantycy, którzy wciąż dążą do odkryć geograficznych, choć trudno przypuszczać, że w naszych czasach jest to jeszcze możliwe. Życzę, żeby komuś się udało przejść jedną ze ścian Saser-Khangri. Tam dużo przewieszeń, których jeszcze nikt nie eksplorował. Tak naprawdę wystarczy zapłacić porterom, wyjechać jak najdalej stąd do …. (warianty dowolne), zrealizować projekt, w ramach eksploracji rejonu – wystarczy żeby był jak najdalej od Europy i Ameryki. Jeżeli tak podchodzić do sprawy, to dla Koreańczyka wyzwaniem będzie wyjazd w Alpy lub Yosemite. No jeszcze na zakończenie przejść granią jednego z wielu szczytów... Mam znajomych, którzy opowiadają o Nepalu jak o dzikim, niezbadanym kraju, publiczność „łyka” to na „hura”. To będzie odkrycie. Ale! to nie będzie alpinizmem. To będzie treking lub zwykła turystyka.

- W zasadzie, to tak samo jak gra piłkarza, - zastanawiałem się, prowadząc auto. – Pewnie nikogo nie interesuje, czy piłkarz przyleciał helikopterem na stadion czy pieszo, ile czasu jemu to zajęło, jakie bezludne tereny on minął po drodze. Ważne, że strzelił piękną bramkę i zespół zwyciężył.
Zamierzałem trenować.... Żeby zdobyć zwycięstwo w swojej dyscyplinie sportu.

Życzę dalszego rozwoju nagrody Złoty Czekan! Dziękuję przyjaciołom i organizatorom za ciekawe i wzruszające chwili pod Mont Blanc. Życzę wszystkim powodzenia i sukcesów w górach.

O sztuce w alpinizmie napiszę następnym razem.

Denis Urubko

 

urubko.blogspot.com

 

(tłumaczenie Aliya Abilbayeva)

źródło: urubko.blogspot.com